sobota, 12 marca 2016

[18] Zwiadowcy: Ruiny Gorlanu - John Flanagan

Cykl: Zwiadowcy (Księga 1)
Tytuł: Ruiny Gorlanu
Tytuł oryginału: Ranger's Apprentice. The Ruins of Gorlan.
Autor: John Flanagan
Tłumacz: Stanisław Kroszczyński
Wydawnictwo: Jaguar
Rok wydania: 2009
Liczba stron: 320

Pierwszą księgę Zwiadowców czytałam bardzo dawno, ale pomyślałam, że dobrze byłoby sobie odświeżyć całą serię. Jest to zdecydowanie jedna z moich ulubionych i warto byłoby zrecenzować tomy po kolei, a nie tylko księgę 12, którą aktualnie czytam.

Przyszłość piętnastoletniego Willa zależy od decyzji możnego barona. Sam Will najchętniej zostałby rycerzem, ale drobny i zwinny nie odznacza się tężyzną fizyczną, niezbędną do władania mieczem. Tajemniczy Halt proponuje chłopakowi przystanie do zwiadowców ludzi owianych legendą, którzy, jak wieść niesie, parają się mroczną magią, potrafią stawać się niewidzialni... Początek nauki u mistrza Halta to jednocześnie początek wielkiej przygody i prawdziwej męskiej przyjaźni. 

Zdecydowanym plusem jest to, że książka wciąga już od pierwszych stron. Gdy zaczęłam czytać, nie potrafiłam się oderwać. Z trudem przerywałam lekturę, a jeśli książka mnie tak pochłania, to zdecydowanie ma to coś.
 Jeśli chodzi o oryginalność, to nie powiem - przejawiają się pewne schematy. Chociażby sierota i wymagający mistrz, który bardziej docina uczniowi ile wlezie niż go chwali. W dodatku nie zabrakło wroga numer jeden, zagrażającego królestwu - Morgaratha. Ale czy te schematy aż tak rażą? O ile są ciekawie opisane, to według mnie nie.

John Flanagan stworzył w swojej powieści bardzo ciekawy świat, który przypomina nam coś na wzór Anglii. Narody w książce też jakby odpowiadają znanym nam z historii. Chociażby Skottowie lub Celtowie kojarzyli mi się z ludami zamieszkującymi niegdyś wyspy brytyjskie. Pomysł według mnie dobry, a i z wykonaniem nie najgorzej. W dodatku nie zabrakło mapki, do której w razie potrzeby można wrócić.

Autor ma lekki styl pisania, co sprawia, że dobrze i szybko się czyta. Powieść zawiera też dużo humoru, a przynajmniej mnie rozśmieszały dialogi podczas czytania. To bardzo duży plus. W dodatku John Flanagan potrafi w ciekawy sposób przedstawić wydarzenia, tak aby opisy nie były męczące, a wręcz przeciwnie - wciągające. Niekiedy są zbyt krótkie, co może lekko drażnić, jeśli ktoś woli złożone i niezwykle barwne. Oczywiście, te drugie też są. Proporcje między tymi krótkimi a długimi opisami są w miarę zachowane.

Według mnie w całej powieści najbardziej oryginalny pomysł to Korpus Zwiadowców. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z podobnymi postaciami, a fakt, że niewielu ludzi wie o nich coś więcej, poza tym że służą królowi Araluenu, tylko podkreśla aurę tajemniczości wokół nich. Zwykli ludzie nie mają zbyt dużego doświadczenia ze zwiadowcami, ponieważ budzą oni nie tylko respekt, ale i zwyczajny strach. Pomysł jak najbardziej ciekawy i bardzo mi się podoba.

Co do postaci - kreacja może nie jest jakaś wybitna, ale bardzo polubiłam Halta. Ot, żadna nowość u mnie. Zawsze przyciągają mnie tacy bohaterowie. Halt jest starszym i burkliwym, ale i niezwykle inteligentnym zwiadowcą z dużym doświadczeniem. Przy okazji większość dialogów między nim a Willem niezwykle mnie bawiło. Młody uczeń jest ciekawy świata zwiadowców, w który wkracza, a Halt nie oszczędza go. Przed Willem ciężka droga do stania się pełnoprawnym członkiem Korpusu. I z chęcią zabrałam się za kolejne części, aby przejść tą drogą razem z nim i jego mentorem.
 Zakończenie księgi pierwszej motywuje do sięgnięcia po kolejną, by dowiedzieć się, co stanie się dalej. W końcu Redmont szykuje się do wojny z Morgarathem.

Powiem szczerze, że książka ma wady. Chyba jak każda zresztą, bo w wielu, jak nie wszystkich, przeczytanych przeze mnie pozycjach doszukam się jakichś ale. Jednak za bardzo dałam się wciągnąć w świat Zwiadowców, by zwracać uwagę na schematy czy inne wady.

Spotkałam się z opinią, że Zwiadowcy są skierowani do mniej wymagających czytelników. Podobno najlepiej uczniów gimnazjum lub kogoś, kto nie czyta zbyt wiele fantastyki... Jednak ja serię zaczęłam, gdy szłam do liceum i miałam za sobą pokaźny stos fantastyki. Minęły ponad dwa lata od tamtego czasu, a ja z miłą chęcią wracam do świata stworzonego przez Johna Flanagana. Myślę, że to zależy od osoby oraz od tego jakie mamy oczekiwania, gdy sięgamy po daną książkę.

Ruiny Gorlanu jak najbardziej polecam. I, jako że jestem po przeczytaniu prawie całej serii, to jeśli ktoś nie od razu przepadnie w świecie Zwiadowców, to zaświadczam, że kolejne tomy są o wiele lepsze.


Cykl Zwiadowcy:

3 komentarze:

  1. Ten cykl jest jeszcze przede mną, ale mam na niego wielki apetyt.

    OdpowiedzUsuń
  2. Również mam przed sobą "Zwiadowców" i nawet nie mam pojęcia, kiedy będę miała czas wziąć się za tę serię :)

    pozdrawiam,
    http://ksiazkowa-przystan.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierwszy tom był świetny, chociaż dopiero przy kolejnym zakochałam się w świecie Zwiadowców :) Ale i tak najlepsze są te środkowe: 5 i 6, tam się najwięcej działo i humor był częstszy.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń