niedziela, 6 grudnia 2015

Po raz kolejny... kajamy się.

 Witam! O ile ktoś tu jeszcze zaglądał i miał nadzieję, że wrócę.
 Zaczynam się zastanawiać czy ja chociaż trochę potrafię się ze wszystkim ogarnąć... Od końca marca nic tu nie było. Kompletnie nic. A mamy już grudzień. Ech... Wiem, wiem, były wakacje. No i co z tego? Nawet nie mogłam się na bloggera zalogować, bo nie miałam dostępu do komputera, a gmail w telefonie mi się zbuntował, bo nie rozpoznawał niemieckiej lokalizacji. Miałam tyle ambitnych planów, które spaliły na panewce. Dosłownie. A kiedy już wróciłam do domu, to reszta wakacji, tj. ostatni tydzień sierpnia, przeciekł mi dosłownie między palcami. A we wrześniu już od samego początku moja nauczycielka od biologii zaczęła nam przelewać wiedzę. Tak się kobieta nakręciła, że regularnie, co kilka dni, wracam do domu z obszernymi kartkami z zadaniami maturalnymi. Właśnie - matura. Zbliża się wielkimi krokami. Za dwa tygodnie, no może troszkę dłużej, kończy mi się pierwszy semestr. Czuję nieco luzu z tego powodu. Dlatego tu jestem. No, po części. Kolejny powód - zawsze będę wracać do pisania czegokolwiek. Chyba mam to już w genach.
 Wracam tu z kolejną porcją weny i zapału. Mam nadzieję, że tym razem nie będzie to słomiany zapał i chociaż będę systematyczna w dodawaniu jakichkolwiek postów.
 Jeśli ktokolwiek jeszcze dotrwał do tej części, to prosiłabym o zostawienie jakiegoś znaku, że warto tu wrócić i coś napisać. Liczę, że nie wszyscy uciekli stąd w popłochu.
 Wesołych Mikołajek, o ile jeszcze ktoś obchodzi takowe święto. :) Powiedzmy, że to taki prezent z mojej strony, żeby tu wrócić.
 Mam nadzieję, że... Do następnego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz